"Raport Wietnam", J. M. Coetzee - czyli krótkie opowiadanie o tym jak zło przesiąka i psuje człowieka
Eugene Dawn jest analitykiem wojskowym i pisze raport na temat propagandy w Wietnamie. Praca nad tekstem wymaga od niego odpowiedniego wdrożenia się w temat (zaskakujące!), który nie jest przyjemny, a przez bogatą dokumentację, m.in. fotografie, bardzo mocno oddziałuje na wyobraźnię. Z powodu zbyt osobistego stosunku do raportu dokument nie jest sukcesem, na dodatek życie osobiste Dawna zaczyna się psuć i młody analityk postanawia coś zmienić.
Praca nad dokumentacją działań wojennych w Wietnamie jest przyczyną narastającego szaleństwa u Dawna. Przerażajace okrucieństwo i koszmarny utylitaryzm wojny budzi sprzeciw u bohatera, ale brak możliwiści realnemu przeciwstawieniu się złu to zbyt wiele dla wrażliwca, którym Eugene niewątpliwie jest. Zło, jakim jest wojna, bezzasadne okrucieństwo będące domeną obydwu stron konfliktu przenika myśli i stale gości gdzieś w umyśle. Nie pozwala normalnie żyć i pracować. No i Dawn wybucha w końcu.
Coetzee pisze w niewygodny do czytania, charakterystycznym dla osób związanych z naukami ścisłymi, sposób. Brakuje ozdobników, opisy są naturalistyczne i bardzo precyzyjne. Śmierć jest opisana w taki sam sposób jak parzenie herbaty i to przeraża najbardziej - zło i nieszczęścia są domeną codzienności i są po prostu zwykłe. Do pisarstwa trzeba się przekonać, ale warto, bo (podobnie jak Conrad) Coetzee sięga w głąb najczarniejszych myśli i skłonności człowieka.
Ciężki kawałek literatury, ale budzący emocje, a to jest coś, czego szukam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz